Wielu obserwatorów patrzyło na Mołdawię z ogromną nadzieją, bo premier Maia Sandu, w przeciwieństwie do absolutnej większości liderów tamtejszych partii, jest osobą uczciwą i nieskorumpowaną, a przy okazji z dyplomem Harvardu i wieloletnim doświadczeniem pracy w Banku Światowym. Od sierpnia jednak przez kraj przetaczają się antyrządowe protesty, ceny szybują, rośnie pozycja prorosyjskiej opozycji, a Kreml dolewa oliwy do ognia.