Rok temu Wołodymyr Zełenski był tracącym poparcie prezydentem-eksperymentem kraju, którego większość świata nie potrafiła pokazać na mapie. Ukraińcy byli narodem imigrantów zarobkowych o niejasnej tożsamości. Joe Biden był przysypiającym na wizji dziadkiem, który nie powinien myśleć o drugiej kadencji, a Władimir Putin – geniuszem zła, grającym w trójwymiarowe szachy. Do dziś nie postawił swojego buta na ośmiocentymetrowym obcasie na bruku żadnego ukraińskiego miasta, które pół roku temu „anektował” do Rosji.